Koleusy w puszkach
Ja nadal w śmieciach robię ;). Kliniczny przypadek, a na swoją obronę mam tylko to, że koleusy kupiłam :). Za ich wyborem stało kilka argumentów, poza oczywistym „akurat były w kwiaciarni” ;). Idąc dalej, raczej ze mną wytrzymają, słoneczna loggia ich nie zabije i są kolorowe. Przy sprzyjających wiatrach dotrwamy wspólnie do jesieni, a wtedy na salony zapraszam :).
Puszki w wersji max po sosach pomidorowych, upolowałam w zaprzyjaźnionej pizzerii. Szeroki uśmiech i bez zbędnych pytań, Paweł ( pan od pizzy ) odkładał każdą opróżnioną puszkę. Swoją drogą, po akcji ze spalonymi żarówkami ( tutaj w świecącej wersji ), moi znajomi już nie dziwią się tak bardzo, kiedy ogłaszam zapotrzebowanie na śmieci ;).
Akurat te puszki obiecałam dziewczynom z kreatywnej grupy na Facebook. Tyle, że nie wytrzymałam i wybaczcie dziewczyny, będą kolejne – Paweł nadal odkłada :).
Doniczki z puszek na balkon.
Puszki oczyściłam, a klej usunęłam wacikiem namoczonym w rozpuszczalniku. Zebrałam:
- białą farbę akrylową
- pędzel
- gąbkę kuchenną
- taśmę malarską
Nawet jeśli zdjęcie na to nie wskazuje, to dokładnie przykleiłam taśmę malarską, na liniach puszek. Przy okazji testowałam nową taśmę Tesa. W odróżnieniu do papierowej trzeba ją ciąć nożyczkami, jednak faktycznie mocno się trzyma.
Pierwszą warstwę malowałam pędzlem.
Dwie godziny później, kolejną nakładałam gąbeczką namoczoną w farbie. Zdjęcie idealnie pokazuje różnicę między smugami od pędzla, a gładką powierzchnią po dociskaniu farby gąbką.
Po przeschnięciu, ściągnęłam taśmę i zostawiłam na kilka godzin, by farba dobrze się utwardziła. I to w zasadzie tyle. Pozostaje posadzić rośliny :).
Zanim sceptycy zarzucą mnie pytaniami „czy nie rdzewieją ?”… Większość puszek wewnątrz wyłożone jest folią i nie, nie rdzewieją. Chyba, że zrobimy dziurki w dnie, czyli przerwiemy folię, a i tak trzeba sporo czasu, by korozja była widoczna. Dwa, to nie jest doniczka na kolejne dziesięciolecia, dokładnie jak ceramiczna, z czasem obrasta patyną.
Zrobiło się kolorowo i nawet rojnik zakwita nieśmiało. Oczywiście, to nie moje ostatnie balkonowe słowo, a dobry początek :).
Fajnie to wyglada ?
Dziękuję :).
Bardzo fajne! Kolorowe kwiaty i stonowane puszki idealnie do siebie pasują.
Ach gdybym to ja była ich projektantem i tworzyła takie dzieła ;). Są tak niesamowite w swojej kolorystyce, że wiele im nie trzeba :).
Bardzo fajnie to wygląda, mi niestety w puszkach wszystko zdycha… a to za sucho, a to za mokro ;) Dogadać się z nimi nie mogę, więc aktualnie nie stosuję ;)
Zawsze możesz potraktować jak osłonki, albo zrobić dziurki i dodać podstawki. Swoją drogą nie każda z nas musi mieć to samo, a Ty na pewno masz inne ciekawe, piękne pomysły na rośliny :).
U mnie w tym roku na balkonie cudny zestaw: kurz, pył i panowie w ogrodniczkach ;) tak więc zero kwiecia – może to i lepiej dla kwiecia (zeszłoroczne pelargonie do tej pory wspominane są jako życiowa porażka ogrodnicza ;)) a u Ciebie w tych uroczych 'śmieciach’ cudnie wszystko wygląda :)
Rozumiem Cię doskonale, bo cały zeszły sezon miałam taki sam zestaw ;). Zero światła, rusztowanie i poranne „dzień dobry pani”. Dziś wyglądają i cieszą, tyle, że wybieram wyłącznie rośliny niewymagające specjalnej troski ;), tolerujące silne słońce i moje niedopatrzenia :). Poprzednicy, jak million bells, to była chwilowa radość, a potem tragedia. Kiedy już u Ciebie kurz opadnie na pewno trafisz na swoje roślinki :).
Kwiatki są głupie, bo trzeba je podlewać i w ogóle… :P
A tak na poważnie, fajny wpis. Kasiu, byłbym wdzięczny jakbyś pokazała kilka sposobów na to, jak zorganizować sobie kable w domu ;)