Obudowa na kaloryfer
Wyobraźcie sobie kobietę z packą i wiaderkiem gładzi ;). Albo inaczej, z młotem, który skuje co trzeba i wierci w najtwardszym betonie ;). Byłby moim przyjacielem tuż po zmywarce gdyby nie fakt, że jest strasznie ciężki i głośny ;). Ma też plusy. Kilka dni współpracy z młotem i mam mięśnie jak niemiecka pływaczka ;).
Zanim zobaczycie we mnie chłopa w ogrodniczkach to nie, nie aż tak ! Spokojnie, mam kolekcję szpilek :). Za to większość remontów w mieszkaniu wykonuję sama. Staram się tylko nie dotykać elektryki – nauczona kopnięciami ;) i sanitariatów – fuj.
Tak było i w przypadku małego pokoju, który po kilku latach ekstremalnych warunków wyglądał strasznie. To że wymagał szpachlowania, gładzi i malowania, to widać… aż przyszedł czas na grzejnik. Osobiście dostrzegam urok żeliwnych kaloryferów, jednak tym razem nie był mile widzianym akcentem.
Zaczęłam od wycięcia plastikowego parapetu. Następnie skręciłam konstrukcję obudowy. Do tego co widać na zdjęciu poniżej doszła jeszcze jedna listwa łącząca przy podłodze.
W markecie budowlanym kupiłam sklejkę 4mm, przyciętą na wymiar. Zamawiając brałam pod uwagę wymiary w najszerszych miejscach.
Przyszła pora na dopasowanie płyt z miarką w dłoni i wyrzynarką w drugiej :). Wbrew pozorom całkiem fajnie się cięła. Trudniej było ustalić idealny wymiar ;).
Poszukiwania odpowiednich zaślepek wentylacyjnych trwały w nieskończoność i nic nie spełniało oczekiwań estetycznych. Ostatecznie kupiłam blaszki budowlane, o ile się nie mylę do skręcania konstrukcji. Jeśli źle je nazywam, to mnie poprawcie. Kobiecym okiem wyglądały ładnie :).
W płycie górnej ( parapecie ) wycięłam otwory mniejsze od blaszek o około 0,5cm z każdej strony, a w sklejce idealnie dopasowane. Dopasowaną sklejkę (parapet ) przykleiłam klejem montażowym. Otwornicą wycięłam dziurkę pod zawór i przykręciłam front obudowy do całości konstrukcji.
Półki z płyt wykończyłam gotową listwą plastikową. Nie do końca rozumiem dlaczego nazywa się „profilem meblowym”. Najważniejsze, że wygląda o niebo lepiej niż klejona i pasuje do standardowych płyt meblowych.
Jeszcze bielenie :).
Całość obudowy przetarłam gąbką namoczoną w białej farbie akrylowej z nadzieją, że za rok sklejka nie będzie żółta. Jak będzie, to przemaluję ;).
A co z samym grzejnikiem ? Czy będzie pełnił swoja funkcję ?
Sklejka jest cieniutka, całe 4mm. Pokój ma powierzchnię 6m2, powiedziałabym norka ;) i 9-żebrowy grzejnik. Myślę, że powinno wystarczyć :).
A koszty ? Sklejka 4mm kosztuje około 25zł-30zł/m2, profil meblowy 6zł za 2,6m, płyty laminowane 18mm podobnie jak sklejka 25zł/m2. Całość materiału na obudowę wraz z wkrętami, listwami itd… to niecałe 100zł.
Oczywiście sama tego wszystkiego nie zrobiłam ;). Trudno przemilczeć rolę mojej remontowej pomocnicy :). Wystarczy dźwięk wyrzynarki i natychmiast stawia się w gotowości na miejscu pracy. Przechodzi pod ciętym materiałem fundując dodatkowy stres, a na koniec roznosi ten pył po całym mieszkaniu ;).
Chyba powinna się bać huku, a może po prostu jak ja uznaje, że to fajna praca :).
metamorfoza fajna, ale ciekawi mnie, na ile grzejnik grzał w zimie?
Pytasz jak długo, czy jak dobrze grzał biorąc pod uwagę osłonę ? Grzał oczywiście całą zimę. A czy było ciepło, tak bo pokoik jest mały. Ustawiłam na 2 ( w pięciostopniowej skali ) i było ciepło. Od góry ma wentylatory, a jak wiadomo ciepło w górę idzie. Gdyby to była kamienica, z wysokim sufitem i kilkoma żebrami, może było by za słabo, ale przy 4 mm sklejki, na powierzchni 6m2 nie odczułam różnicy.