Szafka marynarza
Gdyby nakład pracy i czasu w odnawianie mebla szedł w parze z imponującym efektem końcowym, to ta szafka powinna dzisiaj wyglądać jak dzieło sztuki ;). Wygląda za to jak wyciągnięty z morza mebel. Mogłabym napisać jak to od początku widziałam ją w stylu shabby chic, a prawdę mówiąc ten chic, to była ostatnia deska ratunku ;). Absolutnie żaden mebel nie upił mi tyle krwi. Ostatecznie cieszę się z efektu końcowego, z naciskiem na słowo „końcowy” :).
Ale po kolei. Biedna, urocza szafka łazienkowa stała i czekała obok śmietnika… na naiwną ;). Owszem zmęczona latami użytkowania. Jednocześnie zabezpieczona tyloma warstwami farb ftalowych i wiekowym tłuszczem, że gdyby ją wrzucić do pieca, to w całym Krakowie podniósłby się alarm smogowy.
W każdym razie złapała mnie za serce. Co to dla mnie taka mini szafeczka.
Usuwanie starych powłok
Nie miała widocznych ubytków. Mogłam ją delikatnie zmatowić, pomalować i gotowe. Ale nie, ja podeszłam do niej ambitnie i zaczęłam od opalania boków. Po kilku godzinach, dojściu do fabrycznych szpachli, niewiarygodnym smrodzie i masie zadziorów na drewnie ustaliłam, że na piękną, drewnianą szafkę nie ma szans. Za to pomalowana na biało z granatowymi, równiutkimi paskami byłaby śliczna.
Trzeba tylko jakoś oczyścić wnętrze z lakieru. Nawet rękę ze szpachelką ciężko było tam wcisnąć. Zdemolowałam więc szafeczkę, rozbijając na elementy i teraz na pewno pójdzie z górki :).
Niekoniecznie i przeszłam do mocnej artylerii – środek do usuwania starych powłok firmy V33. Absolutnie przy kontakcie z tym środkiem należy używać rękawiczek. Nakłada się go pędzlem i po kilku minutach stara farba zwija się. Jest świetny i działa ekspresowo ale usuwa tylko jedną warstwę farby.
Pewnie producent padnie po przeczytaniu tego ale połączenie środka do usuwania i opalarki, sprawdziło się najlepiej. Nałożona warstwa żelu „poruszyła” powłoki, a opalarce było łatwiej. Niezmiennie śmierdziało tak, że w nosie miałam całą historię szafki. Jedynie chemiczny zapach środka sprowadzał do czasów obecnych.
A zawieszki szafki ugotowałam :). Przy okazji remontu przedpokoju pokazałam prosty sposób jak oczyścić zawiasy z warstw farby. Tutaj instrukcja. Tak samo wrzuciłam do garnka zawieszki i bez problemu farba odeszła w niepamięć.
Gdyby tak dało się wrzucić do garnka deski i czekać, aż farba zejdzie :).
Wielkie dziury i ubytki uzupełniłam szpachlą do drewna. Twardnieje po kilku godzinach i można szlifować. Kolejny moment nadziei, że teraz to już pryszcz :).
Malowanie szafki
Każdy element pomalowałam białą farbą kredową do renowacji. Raz jako podkład i dwa, żeby zobaczyć gdzie jeszcze wymaga szpachli. Malowałam pędzlem, wzdłuż rysunku drewna. Farba kredowa idealnie nadaje się do takich trudnych przypadków. Uzupełnia niedoskonałości.
Po wyschnięciu i przeszlifowaniu pozostaje tylko skleić ją w całość. Tylko zajęło mi kilka godzin ;). Wypatrzone deski wcale nie chciały się połączyć. Nawet historia mebla w nosie nie podpowiadała jak ktoś to mógł złożyć ;). Ostatecznie najlepszym rozwiązaniem było sklejenie obudowy, w rynienki wpuściłam klej i wbijałam od tyłu poszczególne półki.
Narożniki, które pierwotnie oceniłam jako fajne, pewnie metalowe kątowniczki były z dykty. Ze starej płyty wycięłam i przybiłam na miejsce.
Sklejoną szafkę jeszcze raz pomalowałam farbą kredową. Wygląda pięknie i równo ? Tylko na zdjęciach.
I w końcu paski. Sama przyjemność :). Przygotowałam taśmę malarską, zmierzyłam szafkę i w tym momencie okazało się, że szafka jest sinusoidą. Tego nie widać gołym okiem ale idealnie równe paski uwidoczniłyby te różnice 0.5-1cm wysokości. Ręcznie malowałam każdy pasek.
Przecieranie
Po wyschnięciu przetarłam tak, żeby idealne linie pasów były zatarte.
Szczeliny przecierałam papierem nawiniętym na patyk. Tym samym patykiem oczyszczałam rowki ze starej farby.
Jeśli w przypadku adopcji takiego grata możemy mówić o rozsądku, to wymiana drzwiczek i pleców na nowe, jest jedynym przykładem. Docięte na wymiar w markecie budowlanym kupiłam za 5zł.
Teraz powód dla którego ta szafka nie wróciła na śmietnik. Prace trwały długo, za długo ale w miedzy czasie zamówiłam uchwyty meblowe. Więcej, bo nie mogłam się zdecydować ;). Śliczne, ręcznie wykonywane gałki ze sklepu Re Gałka. Stanęło na kotwicach białej i czerwonej, a ceramiczne przy okazji wykorzystam :).
Oczyszczone z farby zawieszki przykręciłam, dowiązałam sznur i ufff.
Szufladkę pomalowałam, przykleiłam tapetę na dno, pomalowałam satynowym lakierem do drewna, który podkreślił marynarski granat i mamy to :). Uwierzcie, że te ostatnie momenty, to była w końcu radość i przyjemność odnawiania.
W tym momencie śmiało mogę złożyć pędzle.
Powiem tak, jestem zachwycona, że mimo iż niejednokrotnie miałyśmy się rozstać, ten związek przetrwał ;). W tym samym czasie zdążyłabym zrobić kilka mebli od podstaw. Gałki kotwice i głęboki granat trzymały moja cierpliwość na wodzy.
Do metamorfozy szafki użyłam:
- opalarka, szlifierka, zmywacz do farb i szpachelka
- farby kredowe do renowacji granat i biała
- papier ścierny
- szpachla do drewna
- resztki tapety
- lakier satynowy
- uchwyty meblowe – kotwica czerwona i biała
- pędzle, wałki
- młotek, śrubokręt, klej do tapet, klej do drewna
- sznurek
- wszelkie pokłady cierpliwości :)
Czy warto odnawiać graty ? Jasne, że tak. Trzeba tylko rozumieć, że mebel jest na śmietniku z jakiegoś powodu. Że nie da się go odnowić zakupem farby czy samymi intencjami. W tą szafkę włożyłam tyle godzin pracy i materiałów, że gdybym chciała ją sprzedać, moja praca byłaby nic nie warta. Moim zdaniem jest warta tyle, żeby zostać ze mną na dłużej, bo żadna mi tyle krwi nie upiła ;).
Kasia
Pingback: Komoda jeszcze raz – Klinika DIY