czwartek, 19 września, 2024
drugie życie rzeczymetamorfozawnętrza

Metamorfoza komody

Od czasu do czasu Franco upoluje coś, co na złom się nie nadaje i wtedy daje znać. W większości nasze gusta mocno się rozmijają. Dla niego ta piękna, skórzana, przepastna sofa, wyrwana wprost z milenijnej willi, to jest coś, podczas gdy ja pieję z zachwytu na widok brudnej lampy naftowej. Tak trafiła do mnie komoda. Z dostawą i wniesieniem, plus stara tarka gratis.



Komoda niestety nie była drewniana. To łudząca imitacja sosny, z płyty. Bejcowanie, podkreślanie rysunku drewna i inne wysublimowane założenia, odpadały ;). Za to całkiem solidny z niej mebel, tylko brudny i zawilgocony.



Metamorfoza komody z płyty

Zaczęłam od usunięcia zniszczonego cokołu i dałam jej czas na wyschnięcie. A kiedy już była gotowa, przygotowałam:

  • papier ścierny
  • akrylową farbę do drewna + barwniki
  • talk kosmetyczny
  • złota farbę w sprayu
  • pędzel, wałek, taśma malarska

Komodę oczyściłam i przetarłam drobnym papierem ściernym, żeby farba miała się czego złapać. Farbę rozmieszałam z barwnikami i talkiem, by uzyskać jeszcze bardziej satynową powłokę. Odpyloną fronty okleiłam taśmą malarską i można malować :).




Farba akrylowa bardzo szybko jest sucha w dotyku, jednak nie należy nakładać kolejnej warstwy wcześniej niż po kilku godzinach. Przed nałożeniem drugiej warstwy, malowaną powierzchnię przetarłam drobnoziarnistym papierem ściernym i odpyliłam.

Lepiej więcej cienkich warstw niż dwie grube z zaciekami, bo cała praca straci efekt.

Kiedy komoda sobie schła, zabrałam się za uchwyty. Różniły się od siebie więc postanowiłam to wykorzystać. Dwa zostawiłam w naturalnym kolorze, a pozostałe przetarłam papierem ściernym i pomalowałam złotym sprejem, białą farbą oraz w kolorze komody. Po wyschnięciu delikatnie nadałam im patyny papierem ściernym i można zamontować.



I tak po 2-3 godzinach pracy ( pomijając czas schnięcia farby ), komoda zyskała nowe życie. Zanim jednak ustawimy bibeloty na komodzie, farba musi się solidnie utwardzić. Nawet jeśli wydaje się być sucha w dotyku, to nadal jest podatna na uszkodzenia. Ja zwykle zostawiam mebel na około dwa tygodnie.

A tak prezentuje się szanowny mebel, który uniknął kontenera dzięki Franco i mojej pracy :).




Tak między nami, ja nie biorę tych rzeczy od Franco za darmo! Za każdym razem płacę tyle ile ustalimy. On zaniża ceny, a ja dorzucam do jego oferty. Taka symbioza z człowiekiem, który przeszukuje śmietniki, bo pogubił inne sposoby na życie. Szanujemy się. I może nie wygląda, nie pachnie, zupełnie jak komoda przed metamorfozą ale jak jest potrzeba, to można na człowieka liczyć.


16 komentarzy do “Metamorfoza komody

  • Wygląda super :) Lubię gdy gałki się od siebie różnią :) Mebel jest wtedy o niebo ciekawszy :)Kawał dobrej roboty :)
    Jedyne co bym jeszcze dodała, aczkolwiek nie wiem czy w tym wypadku się da ;) to nóżki – wtedy komódka byłaby lżejsza :)

    Odpowiedz
  • Dawno mnie tu nie było i dziś nadrabiam. Też by mi się przydał taki Franco – pozdrów go ode mnie przy okazji :) Piękna komoda. Super ją odnowiłaś i teraz strzeż się, bo zamaskowany złodziej mebli się zbliża ;) pozdrawiam raz jeszcze. pa!

    Odpowiedz
  • Wybrałaś piękny kolor dla tej komody. Swietna robota, efekt niesaowity.nie myslalas, aby dodac jakies nozki komodzie? By podczas sprzatania komoda i farba nie cierpialy? Mogłoby jej to dodać szykui lekkosci – jakieś stylowe nóżki. Kochana jaki to kolor farby?

    Odpowiedz
      • Zdecydowanie brak jej nóżek :). Bardzo się cieszę, że w kwestii koloru jesteśmy również zgodne. Powinnam używać gotowych farb, żeby na przykład odpowiedzieć Tobie, ale mieszam je sama. I niestety lubię tą powiedzmy prawie niespodziankę ;). Druga sprawa, to z gotowych farb w wersji mini, najczęściej nic nie znajduję dla siebie, a mieszane na zamówienie mają przynajmniej 0,5 – 1l w zależności od sklepu. Tutaj mieszałam białą akrylową z barwnikami: niebieski, turkus, zieleń, czarny. Pewnie Ci nie pomogłam ale to kolejny powód, by zmobilizować się do wybierania gotowych kolorów. Tylko co ja tym litrem będę malować ;).

        Odpowiedz
        • Ja również mam w zwyczaju mieszanie kolrorow, ciężko zadowolić moje oko gotową farbą. I choć wiem, że jeśli będę chciała ponownie uzyskać kolor, żeby domalować nowe cudenko, to już będzie różnica odcieni, to jednak mnie to nie powstrzymuje ? Nie ma to jak własne eksperymentowanie ?

          Odpowiedz
          • Własnoręczne rozmieszanie identycznego koloru to byłby prawie cud ;). Gotowy jaki by nie był, przynajmniej daje gwarancję, że można dokupić. Tylko tego dreszczyku brak :).

  • Pingback: Taca morzem smagana - Klinika DIY

  • Pingback: Metamorfoza stolika kawowego - Klinika DIY

  • Pingback: Komoda jeszcze raz – Klinika DIY

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *