Szufladowe kwietniki
Kiedy opisywałam metamorfozę balkonu, przez myśl mi nie przeszło, że będzie kolejna. A jednak. Koleżanka czytała wpis i upatrzyła sobie szafkę, która do mnie trafiła przypadkiem, a skoro jej pasuje, to dlaczego nie zmienić dekoracji? Siłą rzeczy, absolutnie nie przywiązana do przypadkowej szafki uszczęśliwiłam koleżankę i miałam powód na kolejną metamorfozę :). Szalonej rewolucji nie zrobię ;), jedynie mała przemiana mini ogródka :).
Remont małego pokoju, to miał być kolejny etap. Ale zanim malowanie, trzeba pozbyć się mebli. Trudno było je wynieść i choć rzadko to mówię miały trafić w kosz. Jedynym rozwiązaniem było rozkręcenie ich na części pierwsze ;). Tak nie do końca w kosz, bo zostały trzy szuflady i to one wykorzystam na balkon :).
Potrzebujesz:
- stare szuflady
- farba do drewna
- barwnik
- talk
- papier ścierny
- listwy drewniane
- płyta pilśniowa na fronty
- folia budowlana
- tacker, pistolet z klejem na gorąco lub gwoździki
- wiertarka
- wkręty, gwoździe
- poziomica
Szuflady wykąpane, odtłuszczone, gotowe do malowania. Oczywiście jak wyschną ;). W tym czasie z pleców segmentu wycięłam fronty. W spisie nie ujęłam wyrzynarki, nie każdy ją ma. Można za to w markecie budowlanym kupić przycięte na wymiar płyty lub sklejkę.
Zanim przybijemy fronty malujemy szuflady wewnątrz.
Płyta pilśniowa jest dość giętka, więc przy dłuższej szufladzie wzmocniłam ją listwą drewnianą, tak żeby nie wyginała się po posadzeniu roślin.
Póki co wyglądają jak muchomorki, tylko kropeczek im brak ;).
Szuflady pomalowane na biało, zostały jeszcze fronty. Chciałam podpisać rośliny, a w szczególności zioła, stąd pomysł na pokrycie frontów tablicówką. Oczywiście zrobimy ją sami. A czy musi być czarna ? Skąd, ta będzie w odcieniu pasującym do wzoru na firankach :). Białą farbę mieszamy z barwnikiem ( u mnie turkusowy ) i kolejno z talkiem. Szczegółowo opisywałam jak zrobić farbę tablicową tutaj.
Pierwszy turkus mnie przeraził ;). Po prostu kupiłam barwnik innego producenta. Sprawdzajcie zawsze odcienie na próbnikach w sklepie, żeby uniknąć takich niespodzianek.
Plan B, czyli domieszanie czarnego, zieleni i niebieskiego uspokoiły nieco szalony turkus :). Po przetarciu papierem ściernym kolor wyszedł dokładnie taki jakiego oczekiwałam :). Na zdjęciu poniżej z prawej strony przed przetarciem, a długa szuflada już po.
Zanim zamontujemy, w chwili obecnej już kwietniki, trzeba wyłożyć je folią budowlaną. Pomocną instrukcję jak to zrobić znajdziecie w treści wpisu skrzynki z palet. W tym przypadku tylko mała różnica. Płyta pilśniowa jest zbyt cienka, żeby folię przymocować zszywkami. W zależności od tego jakiej płyty użyjecie, macie różne możliwości. Tacker, gwoździki lub tak, jak ja tym razem zrobiłam, a mianowicie klej na gorąco. Miło zaskoczona byłam, fajnie złapał i szybciutko :).
Montaż. Kupiłam zawieszki do mebli. Ale jak widzicie na zdjęciu poniżej one się nie sprawdziły. Nie przewidziałam, że dno szuflad nie jest zlicowane z plecami, jak zwykle w przypadku szafek. Za to drewniana listwa spełni funkcję szyny do zawieszenia szuflad.
W dopasowanych do szerokości szuflad listwach wiercimy otwory. A żeby wkręty nie wstawały, grubszym wiertłem nawiercamy miejsce pod główkę śruby.
Szyny przykręcamy do ściany i tu przyda się poziomica, no chyba, że mają wisieć pod kątem ;).
Układamy szuflady na listwie i przykręcamy. Kwietnik wspiera się dodatkowo na listwie, więc raczej nie spadnie ;).
Pora na roślinki :). Przyznam, że obkupiłam się na giełdzie kwiatowej. Od lawendy, przez lobelię, million bells, aż po zioła wszelakie :). Uwielbiam kupować właśnie u ogrodników. Przy okazji zakupów zdobywam bezcenną wiedzę jak o konkretne rośliny dbać. Tego dnia dodatkiem był karton gratisów :). Pani miała nad stan rozsad i dostałam za przysłowiowy grosz. Absolutnie nie chciała więcej.
A efekt końcowy prezentuje się tak :).
Może i straciłam miejsce do przechowywania, ale za to zyskałam balkonowy ogród. W między czasie znalazłam jeszcze naczynie do pieczenia po babci. Nie wiem jak inaczej to nazwać, brytfanka ? W każdym razie przeorganizowałam skalniak :). Przyjemnie jest siedzieć na przeciw i podziwiać tą zieleń.
Zioła mogą nie nadążyć nad apetytem mojej rodzinki. Już drugiego dnia część skosiłam i zajadaliśmy się sałatką :). W zasadzie miało to być podsumowanie drugiej metamorfozy balkonu. Było miło, rodzinnie, bo każdy pomagał, ale to nie koniec;). Może nie zauważyliście niedociągnięć na ścianach, ja owszem i świadomie ich nie naprawiałam.
W dniu, kiedy kupiłam rośliny pojawiła się kartka na drzwiach klatki schodowej. Czy tylko ja mam wrażenie, że będzie balkon w wersji III ;). Chyba zatytułuję „jak w rok zmienić balkon” ;). W prawdzie ręce mi opadły, ale jaka okazja na kolejne pomysły :).
Zdjęcie poniżej to już wspomnienie ;).
Pingback: Półka z szuflady - ombre - Klinika DIY