Metamorfoza balkonu
To będzie podsumowanie balkonowych prac, ale i sentymentalny wpis o tym, jak udało mi się z balkonu na blokowisku z lat 70tych stworzyć przyjazną przestrzeń do odpoczynku. Każdy element wykonałam własnoręcznie, a skoro ja mogę to i Ty potrafisz! Wystarczy spojrzeć na swój balkon z boku. Nakład finansowy ? Na koniec zrobię podsumowanie. Na pewno będzie niskobudżetowo, czyli tak jak Krakowianka lubi :).
Zacznijmy od tragicznego stanu ścian. Tynk po latach zaczął odpadać. Chcąc nie chcąc wcieliłam się w rolę robotnika budowlanego. Zanim zabrałam się za uzupełnienie tynku, obejrzałam wszelkie instrukcje w sieci, jak to w ogóle zrobić ;). Uzbrojona w szpachlę, wiadro i tynk zewnętrzny dam radę :). Chwilkę trwało, ale jest dobrze, tynk zlicował się z płytkami :).
Płytki przyklejone były. Jak? To już bez komentarza zostawiam. Ważne, że są i tylko fugi im brak. Wykorzystałam resztkę, która została mi po remoncie łazienki.
Do niektórych prac, jak malowanie balustrad zatrudniłam syna ;). Idealnie się sprawdził, jest bardziej precyzyjny, dokładny i ma zdecydowanie więcej cierpliwości :). A czym? Farbą do metalu, wprost na rdzę. Oczywiście wcześniej usunęłam starą farbę papierem ściernym i przetarłam rozpuszczalnikiem, jak zalecił producent farby.
Na tym koniec prac budowlanych. Teraz same przyjemności :). Wiadro emulsji, barwnik i malujemy. Dwie krótsze ściany pomalowałam na kolor jasno szary. Całą resztę na biało. Osobiście bokami mi już wychodzą wnętrza w odcieniach szarości, ale tu ten kolor wydał się być idealny na skromny balkonik. Nadał mu świeżości i stał się odpowiednim tłem pod resztę dekoracji i roślin.
Balkon, w zasadzie loggia ma niecały metr szerokości i 4 metry długości. W szerz nie poszalejemy ;). Dodatkowym minusem jest wewnętrzny parapet – 19 cm szerokości. Czyli tak na prawdę realnie mamy 80 cm szerokości użytkowej. Najlepszym rozwiązaniem było skrócenie go optycznie. Ciemniejszy kolor na krótszych ścianach już na to wpłynął. Skrzynia zaś dopisała się do koncepcji :). Kupiona kilka lat temu w serwisie aukcyjnym. Ogromnym jej plusem było to, że wymiarami wpisywała się w szerokość loggii.
Przemalowałam ją i ramki z Ikea na biało. Ładnie będą się odbijać na szarej ścianie.
Skrzynia, to także praktyczny schowek, do którego wrzucę szpachelki, ziemię i inne rzeczy, których nie chcę pokazywać na co dzień. Brakowało jeszcze wygodnego pokrycia, które jednocześnie ochroni wieko skrzyni przed pazurkami kotów sąsiadów, które pod osłoną nocy ;) tu zaglądają. I tak powstało wygodne siedzisko.
Pomysł na powieszenie zasłonek nasunął się natychmiast gdy usiadłam w tym miejscu w słoneczny dzień. No nie da się ;). Widok okien sąsiedniego bloku sprawiał, że czułam się jak w gwiazda osiedlowej telewizji, pod pełną obserwacją i oślepiona słońcem. Chciałam przykręcić linkę na całej długości balkonu, kolejno żabki i firanki, ale przy wierceniu co rusz trafiałam na zbrojenie. To chyba najlepiej uzbrojony balkon ;). Skończyło się na przywiązaniu sznurka do wysokich balustrad i dowiązanie dwóch firanek wyszukanych w szafie. Byłoby idealnie, gdyby mogły zwisać do dołu, niemniej parapet wewnętrzny …
Dopełnieniem przytulnego kącika stały się płócienne poduchy.
Starałam się maksymalnie wykorzystać rzeczy, które już posiadałam. I to wcale nie ze względów ekonomicznych ;). Popatrzcie na mini skalniak poniżej w starej, babcinej makutrze. Czy mogłabym ją zastąpić plastikową doniczką ?
Latarenka z Ikea, nieco odbarwiona, podniszczona. Zamontowałam w niej oprawkę z żarówką. Wieczorem rozświetli mój zakątek :).
I jeszcze raz Ikea ;). Stolik Lack z pokoju syna. Wcześniej zielono zielony, teraz wyłożony resztkami płytek i pomalowany.
Puf z wiaderka po farbie emulsyjnej. Lekki, mieści się pod stołem, więc nie zajmuje dużo miejsca. I dziecko już nie będzie się wpychać do mnie na skrzynię ;).
W takich okolicznościach możemy wspólnie godzinami grać w gry planszowe na świeżym powietrzu :). Tę część loggii uznaję za zakończoną !
Cztery metry dalej, przeciwległa ściana z szafką, która trafiła tu również przypadkiem. No może nie do końca. Kiedyś, ktoś wcisnął mojej babci meble kuchenne „na wymiar”. To wstrętne jak ludzie wykorzystują naiwność innych, żeby zarobić. Po reorganizacji babcinej kuchni do praktycznego użytku została między innymi ta nadstawka.
Spodni nadmiar przycięłam. Zrobiłam nowe uchwyty. Ha ha ;) właśnie się zorientowałam, że i one kiedyś były zielone i pochodziły ze sklepu Ikea.
Przestrzeń pod szafką zaplanowałam pod mini ogródek. Znalazła tu miejsce trawa w donicy z wiaderka, bluszcz zimozielony schowany przed nadmiarem słońca pod drewnianym stojakiem…
… betonowa donica pod miętę, pietruszka w plastikowej doniczce pomalowanej farbą kredową, bukszpan, kupiony jeszcze na Wielkanoc i ledowe latarenki ze słoików. Za to ptaszki przyniósł syn ze szkoły, po warsztatach rękodzieła – pomalowane kredkami, pstrokate ;). Pod nieobecność dziecka przemalowałam je i przysiadły w ogródku :).
Palety. Na nie miałam ochotę od kilku lat. Jakoś nigdy nie było okazji, aż do tego momentu, kiedy już widoczne są wszędzie i opisane z każdej strony. Trudno, oryginalnie nie będzie, za to moje skrzynki z palet są praktyczne. Zajmują miejsce pod wewnętrznym parapetem, tym samym nie zmniejszają powierzchni użytkowej.
Posadziłam w nich odporne na mrozy i pełne słońce sukulenty, goździki oraz inne rośliny skalne, które będą cieszyć oczy cały rok. Wytrzymują też towarzystwo mojego psa, dla którego jest to główny punkt obserwacyjny ;).
A skoro już ją wywołam, to na nowym balkonie prezentuje się tak. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ma temperament kota. Uwielbia wygrzewać się na słonku :).
Taki widok mnie przywitał, kiedy już zakończyłam pracę i usiadłam :). To teraz jeszcze ciut sentymentalnie. Kiedyś za tą firanką rosła mirabelka. Pięknie zakwitała na biało, za nią zaś rosła wiekowa jabłoń z owocami, które babcia nazywała „psiury” ;). Oba drzewa zasłaniały sąsiedni blok. Przyznam, że kiedy je ścięto łza zakręciła się w oku. Została firanka i te cudne iglaki.
Smutnawo się zrobiło. To zmiana tematu ;). Zaczynamy pokaz świetlny, choć żadnych cotton balls’ów nie będzie ;). Późnym popołudniem włączamy latarenkę i … tu już Was zostawiam. Sami zobaczcie czy udało mi się stworzyć klimatyczny balkon.
Zejdźmy na ziemię – koszt metamorfozy. Jak już wspominałam stawiałam na wykorzystanie tego co mam. Resztka tynku i fuga została z poprzedniego remontu. Płytki na stolik również. Firanki, plastikowe doniczki, pokrycie na siedzisko z koca … wszystko wyszperane w szafie. Kupiłam za to:
- wiadro farby emulsyjnej 10l – około 50zł ( nie wykorzystałam całości )
- dwie puszki farby akrylowej do drewna – 48zł
- dwa czarne barwniki – 10zł
- dokupiłam lampki solarne 5szt. po 1,99zł – 10zł
- ziemia, żwirek i rośliny kupione na giełdzie kwiatowej – 70zł
- wałeczki, kuweta, pędzle, papier ścierny – około 25zł
- talk do zrobienia farby kredowej – 7zł
- czarna farba do drewna 0,2l – 20zł
- drewnochron do zabezpieczenia skrzyń z palet – o ile pamiętam 24 zł
- farba do balustrad – 35zł
Łącznie: 299zł
Zmieściłam się w 300zł :). Jeśli ktoś mi teraz powie, że się nie da, że go nie stać… da się ! Wystarczy tylko pomysł i trochę czasu. Oczywiście ten jest bezcenny.
To ja wracam do pracy. Zostały mi jeszcze trzy pokoje, kuchnia, łazienka i przedpokój, które wcale nie wyglądają lepiej niż balkon na początku. Będzie się działo :).
Pingback: Rodzinny ogród – e-tui
Pingback: Szufladowe kwietniki – e-tui
Pingback: Mieszkanie pod wynajem cz.2 - Matamorfoza kuchni
Pingback: Balkon zero watse - pomysły diy
Pingback: Balkon w bloku – Klinika DIY
Super. A jak się sprawdzają firanki w dłuższym okresie? Zdejmujesz je na jesień czy zime?
Pozdrawiam
Firanki zdejmuję tylko raz w roku, na wiosnę, do prania. Te ze zdjęć wytrzymały 4lata. Z czasem od słońca, wilgoci… Podczas prania się targają. I to raczej normalne, wiec wieszam stare firanki, które juz w mieszkaniu mnie nie cieszą lub takie z odzysku.
O ile w mieszkaniu widać, ze firanki poszarzały, to na balkonie wyglądają na bielutkie ;). Na pewno nie kupowałabym specjalnie firanek, żeby je wystawić na zewnątrz, bo na pewno nie będą służyły lata.