Nie zmarnuj tego
Przed każdymi świętami budzi się w nas większe niż zwykle miłosierdzie, a przy okazji małpia głupota ( bez obrazy dla małp ). Nagle planujemy remont, żeby zdążyć do Wigilii/Wielkanocy. Mamy zaopatrzenie lodówki na okoliczność końca świata. O konieczności umycia okien, wypolerowania podłogi, doczyszczenia piekarnika, nie wspomnę ;). Poważnie? To przez pozostałą część roku macie brudne okna, klejącą się podłogę i piekarnik w stanie radioaktywnym? Gesslerowa Was znajdzie ;).
Jak nie marnować i pomagać?
Świat zwariował. Na szczęście nie cały. Są takie miejsca, gdzie od większego telewizora, ważniejszy jest kontakt z drugim człowiekiem i nie ma to nic wspólnego z biedą. Wiem, bo od wielu lat korzystam i czynnie uczestniczę w społecznych inicjatywach mających na celu ograniczenie konsumpcjonizmu. To będzie instrukcja DIY ( zrób to sam ), której myślą przewodnią jest NIE MARNUJ. Moim zdaniem powinno to być jedenastym przykazaniem.
Na pewno słyszeliście o jadłodzielniach, wymianach ubrań i nie obcy jest Wam widok gabarytów obok śmietnika.
„Jadłodzielnie są dla ubogich…, wymiana ciuchów dla tych, których nie stać na nowe…, a to co stoi pod śmietnikiem, zapewne nie nadaje się do użytku…”
Takie poglądy chcę dzisiaj odczarować, na konkretnych przykładach, z własnego doświadczenia. Co z tym zrobicie i czy uwierzycie, to już Wasza sprawa.
Zanim wyrzucisz mebel…
Zacznijmy od tematu, który jest mi najbliższy, czyli metamorfozy mebli. Od blisko czterech lat pokazuję tutaj pomysły na wykorzystywanie „śmieci”. Prezentuję efekty warsztatów, podczas których zachęcam do tworzenia i próbuję przekonywać, że wystarczą chęci. Nie jest też tajemnicą, że większość mebli które odmieniłam, znalazłam pod śmietnikiem. Tak było w przypadku krzeseł, które przeszły metamorfozę.
Szuflady, która stała się półeczką.
I stołka, który obecnie jest elementem wyposażenia jednej z Krakowskich restauracji.
Nie tylko ja ratuję meble. Robi tak mnóstwo blogerek i żadna nie ukrywa skąd pochodzą. Wielokrotnie słyszałam „ty to masz szczęście… u mnie takich nie ma”. Bzdura! Gdybym uprawiała permanentną turystykę śmietnikową potrzebowałabym hali magazynowej na meblowe perełki. Nie jestem też w stanie uratować wszystkiego, ale mogę zrobić zdjęcie i powiadomić potencjalnie zainteresowanych.
Uwaga śmieciarka jedzie
„Śmieciarka” to grupa na Facebook. W każdym dużym mieście, a także mniejszych istnieją takie grupy. Wystarczy zrobić zdjęcie, podać adres pod którym znajduje się owe znalezisko, ewentualnie dodać opis poglądowy i opublikować. Czasami jestem pod wrażeniem ilu chętnych wsiada w samochód, bywa że komunikacją miejską, jedzie pod wskazany śmietnik.
A teraz spójrzmy na to inaczej. Masz już upatrzone nowiutkie meble wprost ze sklepu. Na drodze do ukończenia remontu stoją graty, które nie stanowią dla ciebie żadnej wartości. Masz dwie opcje. Targać graty po schodach, w pocie czoła lub zrobić im zdjęcia, dodać opis i wrzucić na lokalną grupę śmieciarki. Zapewniam, że znajdą się chętni, którzy Ci to wyniosą i jeszcze podziękują.
Moja rada jest tylko taka, żeby jasno określić warunki odbioru. Datę, godzinę oraz kto pierwszy, ten lepszy. Czasami ludziom brak taktu. Przeciągają termin odbioru, a co gorsza nie pojawiają się wcale.
Serwisy ogłoszeniowe
Z serwisów ogłoszeniowych jak OLX, czy Gumtree, najczęściej korzystają ludzie poszukujący czegoś w dobrej cenie oraz ci, którzy chcą się czegoś pozbyć. Wystawiają za symboliczną kwotę ( bywa, że „symboliczna” ma kilka zer ;) ), a czasem za 0zł.
Tak było w przypadku komody. Pani chętnie by ją wyrzuciła, jednak była zbyt ciężka, żeby mogła ją sama wynieść z piwnicy. Wspominała też, że widziała jak Szelągowska podobną robiła ale sama nie potrafi. A ileż opowiadała jak to nóżka się łamie i stan kiepski komody… Bezapelacyjnie grat ;).
Biurko trafiło do mnie w ten sam sposób. Tu akurat miałam szczęście, bo potencjalnie zainteresowana, nie zjawiła się zgodnie z ustaleniami.
W dobrym tonie jest podziękować takiej osobie, która poświęciła czas na zrobienie zdjęć i opis. Zwykle kupuję czekoladę. Ludzie są mile zaskoczeni. Widok takiego drobiazgu wywołuje uśmiech i mam nadzieję, że odrobina słodyczy sprawi, że następnym razem również będzie im się chciało dać ogłoszenie.
W temacie mebli mogłabym tak wymieniać bez końca. Dzięki grupie śmieciarkowej zdobyłam też grono znajomych, którzy wiedzą co robię. Dają znać o interesujących wystawkach, przed udostępnieniem na grupie Facebook, a czasem po prostu przynoszą, jak szkatułkę.
Śmieci, czy odpady?
Są też śmieci i potrzeby mniej oczywiste. Kiedy potrzebowałam sto puszek na warsztaty, dałam ogłoszenie na śmieciarce. Gdybym chciała zjeść taką ilość groszku, pewnie zzieleniałabym do warsztatów ;). Natychmiast zgłosiły się osoby prywatne i restauracje, dla których puszki, to zbędny odpad.
Ludzie szukają różnych rzeczy. Ktoś utwardza drogę i szuka gruzu, inny zaś zajmuje się tworzeniem torebek z zawleczek od puszek. Jako dziecko miałam świnkę morską i potrzebowałam wióry na posłanie dla Hipolita. Znalazłam w okolicy stolarnię, gdzie właściciel z radością oddawał mi „wiórowe śmieci”.
A przyszłoby Wam do głowy zastosowanie dla papieru z niszczarki? To było dopiero odkrycie kiedy na grupie Facebook Julii Wizowskiej, daję rzeczom drugie życie, przeczytałam ogłoszenie dziewczyny, która szukała papierowych pasków z niszczarki do zabezpieczania wysyłanych paczek. Julia, swoją najnowszą książkę „Nie śmieci” także wysyła otuloną w śmieci.
Wszytko to działa na zasadzie symbiozy. Ty się pozbywasz odpadów, a ktoś ma materiał do tworzenia. Dla Ciebie może to być śmieć, dla kogoś niezbędny przedmiot.
Podzielnie i giveboxy.
Codziennie powstają nowe miejsca i inicjatywy gdzie można oddać książki, ubrania oraz rzeczy zbędne. Dają rzeczom większą szansę na nowy dom. Może Was to zaskoczy ale nawet najpiękniejsze książki nie są przyjmowane przez biblioteki, jeśli są starsze niż dziesięć lat. Tak jak komisy nie przyjmują ciuchów, które nie przyniosą im oczekiwanego dochodu – No money, no honey ;).
Podzielnie, to miejsca łączące potrzeby z ograniczeniem konsumpcjonizmu.
„Główną ideą projektu jest wydłużenie życia przedmiotów, ograniczenie konsumpcjonizmu, promowanie upcyklingu i umiejętności naprawiania przedmiotów. Po-Dzielnia jest miejscem wykładów, warsztatów i wystaw związanych z tematyką nadmiaru przedmiotów i nadawania im nowego życia.”
To cytat podzielni z Poznania, której współzałożycielką jest Kasia Wągrowska – autorka bloga Ograniczam się i książki „Życie Zero Waste”.
Mówiąc wprost są to miejsca gdzie można oddać rzeczy, a podzielnia zajmie się poszukiwaniem dla nich zastosowania lub domu. Jednocześnie miejsce spotkań ludzi, dla których życie w duchu zero waste ma istotne znaczenie.
Giveboxy, czyli stojaki, szafy, ustawiane w miejscach publicznych, do których można oddać zbędne rzeczy. Moim zdaniem zamysł ciekawy ale chyba bardziej szkodzi, niż pomaga. Niby mamy miejsce, gdzie możemy oddać książki, ciuchy, zabawki, jednak wygląda to jak przypudrowany śmietnik ;). Mam wrażenie, że te społeczne pomysły są o niebo bardziej trafione, niż sztucznie tworzone przez miasta, dla pseudo eko pijaru. Uwielbiane są za to przez media, do czego jeszcze wrócę.
SWAP, czyli wymiana.
Najpopularniejsze są wymiany ubrań. Zasady takich wymian są różne. Albo przynosisz swoje rzeczy i dajesz je do wspólnej puli, albo masz swój stolik i wymieniasz się według własnej oceny wartości. W Krakowie i w Warszawie, Ciuchowisko organizuje cyklicznie moja koleżanka Paula. Na Ciuchowisku obowiązuje bilet wstępu ( 7zł ) i można brać wszystko, co wpadnie w oko.
Organizowane są także wymiany książek oraz ubrań i zabawek dla dzieci. Tak pozbyłam się nadmiaru rzeczy z pokoju syna. Nie chodziło mi o wymianę, tylko nie chciałam wyrzucić na śmietnik. Kiedyś przed świętami rozpoczynałam „edukację społeczną” mojego syna, namawiając go do pakowania zbędnych zabawek w worki na śmieci i zanoszenie pod śmietnik. Aby łatwiej było mu się rozstać z zabawkami, opowiadałam jak to biedne dzieci nie mają zabawek i wezmą sobie spod śmietnika. Prawda jest taka, że chciałam się tych rzeczy pozbyć i przez myśl mi nie przeszło, że taka matka, czy ojciec faktycznie grzebiąc w tych worach mogą czuć się podle.
Takie wymiany są okazją aby godnie podzielić się z innymi, a nawet upatrzyć coś dla siebie. To co zostaje, trafia na kolejną wymianę lub jest oddawane do ośrodków pomocy społecznej.
Wymiany na Facebook
Tak jak „śmieciarka” obejmuje większość miast, tak grupy pomocy sąsiedzkiej są na Facebook. W mojej lokalizacji jest to Kraków się dzieli – Kraków is sharing.
Dla przykładu. Mój syn złamał nogę i potrzebował kul ortopedycznych. Jasne, że mogłam kupić, tylko po co mi kule na dłużej niż miesiąc. Dałam ogłoszenie #szukam kul. Zgłosiły się w komentarzach prywatne osoby oraz instytucje, które za darmo wypożyczają sprzęt medyczny. Tego samego dnia odebrałam kule od starszego pana, który mieszkał w mojej okolicy i jak mówił, ma nadzieję, że nie będzie ich już potrzebował. Kule już poszły dalej w świat.
Innym przykładem był chłopak poszukujący otwornicy. Potrzebował jedynie zrobić dziurę pod wąż zmywarki. Zaoferowałam, że pożyczę swoją. Przyjechał, przy okazji zamieniliśmy kilka słów i oddał po kilku dniach, w stanie nienaruszonym.
A pamiętacie jak w zeszłym roku, w wigilię, dziecko moje ukochane zalało mi kompotem laptop i chwilę byłam offline? Ten tekst piszę z komputera, który naprawił mi Franek z grupy „Kraków się dzieli”.
Tych przykładów dzielenia się i ludzi, którzy chętnie poamagają jest masa. Czasami wymieniam się, czasami poszukuję, a czasami oddaję. W Waszej okolicy na pewno są podobne grupy i inicjatywy.
Jak nie marnować jedzenia?
Na koniec zostawiłam temat tabu. Pudrowany i przekłamywany w mediach. Szlak mnie trafia, kiedy od kliku dni oglądam „jadłodzelnie” jako świecącą pustką lodówkę dla przymierających głodem. Jedna, biedna parówka i pan polityk, który łaskawie WRZUCA to, co mu zostało z talerza. Jakiż to wstyd iść do jadłodzielni. Równy błaganiu o kromkę chleba ;)… Bez żartów. Być może nazwa ma pejoratywny wydźwięk ale niewiele wspólnego z głodem. Od lat korzystam z jadłodzielni, a głodna na pewno nie jestem.
Jadłodzielnie, to lokalne inicjatywy mające na celu ograniczenie marnowania żywności. Szalejemy z zakupami przed świętami, niedzielą wolną od handlu i długimi weekendami… Zostają też tony jedzenia po weselach, przyjęciach, nadprodukcja w piekarni, niesprzedane potrawy z restauracji. Wszystkim tym można obdarować innych, a lodówki jadłodzielni są jedynie miejscem na chwilowe przechowanie żywności.
Zwykle zawożę tam umyte słoiki, bo często jedzenie przyjeżdża w większych pojemnikach. Jeśli zostaje mi wigilijny barszcz i po uszy mam sałatki śledziowej, również pakuję i wiozę do jadłodzielni. Zawsze opisuję zawartość i datę przygotowania.
Czasami trafiam na dostawę wolontariuszy, którzy wręcz proszą o zabranie, bo jest tego zbyt wiele. Tak wiele, że samotna parówka w relacji telewizyjnej, nijak się ma do rzeczywistości.
Na Facebook bez problemu znajdziecie grupy lokalne Foodsharing. Można zawieźć do lodówki, a jeśli nie macie takiej możliwości, wystarczy dać ogłoszenie na grupie.
„Lepiej brzuch zmarnować, niż jedzenie wyrzucić”, to słowa mojego dziadka, które zawsze mam w pamięci.
Powinnam dodać, że w tych wszystkich akcjach społecznych najważniejszy jest szacunek i zrozumienie. Nie mnie oceniać dlaczego ktoś chce pozbyć się danej rzeczy. Fakt, że poświęcił czas na zrobienie zdjęcia i dodanie ogłoszenia, czy przyniesienie osobiście rzeczy do punktu, zasługuje na docenienie.
Nie wiem, czy udało mi się Was zachęcić do dzielenia nie tylko kasą. Nie wiem, czy odczarowałam tym długim tekstem stereotypy. Wiem na pewno, że dzielić można się cały rok i że są ludzie, którym chce się chcieć.
Kasia